#ForcaChape

Początek grudnia był wstrząsającym momentem dla świata futbolu. Katastrofa samolotu z piłkarzami Chapecoense lecącymi na finał Copa Sudamericana do Medellín zapisała się czarnymi literami na kartach historii piłki nożnej, nie tylko w Brazylii. Tamte wydarzenia spowodowały setki, tysiące publikacji na temat Chape, które do dnia tragedii było niemal anonimowym – dla świata – klubem z brazylijskiej prowincji. Warto przekonać się, jak wyglądał krajobraz przed katastrofą oraz jaka przyszłość rysuje się przed ekipą ze stanu Santa Catarina?

Prawdą jest, że większość osób nieinteresujących się piłką latynoamerykańską, nie miał praktycznie okazji do kontaktu z Chapecoense. Owszem, awans do finału Copa Sudamericana jest osiągnięciem, ale takim, o którym przeczytasz na dziesiątej stronie, drobnym druczkiem jako informacje agencyjną. Trudno się dziwić, puchar pocieszenia, jak zwykło mawiać się o drugich najważniejszych rozgrywkach klubowych w Ameryce Południowej, nie przyciąga uwagi zbyt wielu widzów. Zwłaszcza, jeśli chodzi o mały klub z Brazylii.

By wytłumaczyć status jaki posiadało Chapecoense do czasu katastrofy trzeba wziąć pod uwagę kilka czynników. Miasto, region, zaplecze finansowe, historie oraz sukcesy.

Klub powstał w latach 70. XX wieku, czyli w momencie, gdy giganci brazylijskiej piłki mieli całe zastępy kibiców. Według rankingu opublikowanego na 90min.com w marcu bieżącego roku, Chape nie było w TOP20 pod względem liczby socios. Po katastrofie liczba ta poszła w górę ponad dwukrotnie – według lokalnych mediów z 9 tysięcy do 23 tysięcy. Biorąc pod uwagę wspomniany ranking Chapecoense awansowaliby na 13. miejsce w klasyfikacji, co mniej więcej odzwierciedlałoby ich frekwencje z obecnych rozgrywek. Tyle że mowa o tych najbardziej zaangażowanych, którzy płacą składki, a nie o wszystkich przychodzących na mecze, czy mogących na nich się stawiać. Na to ile osób pojawi się na spotkaniu decyduje: aktualna forma, rywal, stadion, a także inne aspekty wpływające na atrakcyjność meczów danego klubu. Dlatego też drużyny z Rio są w stanie na najważniejsze starcia uzbierać kilkudziesięciotysięczną publikę na Maracanie.

Jak się rozkłada zainteresowanie klubami w Brazylii? Tak jak to mediów – najwięcej można przeczytać o klubach z São Paulo i Rio de Janeiro. Dużo o ekipach z Belo Horizonte i Porto Alegre, a im dalej, tym mniej. Oczywiście lokalne media w Fortalezie, Salvadorze, Goiânii czy Recife będą interesowały się losami Ceary, Vitórii, Goiás czy Náutico, ale to już są kluby drugorzędne albo i trzeciorzędne. Chape nie było nawet największym klubem w Santa Catarina.

Jak to wszystko przekładało się na średnią frekwencję? W ubiegłym tygodniu GloboEsporte opublikowało ranking frekwencji klubów brazylijskich. Pod lupę trafiło 128 zespołów, czyli wszyscy biorący udział w ligach ogólnokrajowych w 2016 roku – od Serie A do Serie D. Chapecoense mogli się pochwalić średnią frekwencją na poziomie 7611, co dało im 23. miejsce w kraju. Przed nimi znalazło się piętnaście ekip z Serie A, po trzy z Serie B i C oraz jedna z najniższej klasy rozgrywkowej. Na plus z pewnością wyprzedzenie drużyn z Rio – Botafogo czy Vasco – a przede wszystkim zajęcie pierwszej pozycji w swoim stanie, gdzie zdecydowanie zdystansowali m.in. Avaí czy Figueirense z największego miasta w Santa Catarina – Florianópolis.

Jak to przedstawia się w liczbach? Spośród 35 domowych meczów Chape, które wzięto pod uwagę, na dziewięciu pojawiło się ponad 10 tysięcy widzów, z czego trzykrotnie miało to miejsce w rozgrywkach Copa Sudamericana. Wypełnienie stadionu sięgnęło 38%, a klub na wszystkich biletach zarobił około 4,6 miliona reali brazylijskich przy średniej cenie jednej wejściówki 17 reali.

Jako ciekawostkę warto podać, iż najwyższą frekwencje na pojedynczym meczu odnotowano na spotkaniu Serie… C. Starcie Fortalezy i Juventude zgromadziło na Estádio Castelão aż 63903 osób przy wypełnieniu obiektu na poziomie 95%!

Chapecó pod względem liczby mieszkańców jest dopiero piątym największym miastem w swoim regionie – niemal na równi z Criciúmą. Z czym może kojarzyć się stan Santa Catarina? To nie są metropolie pokroju São Paulo czy Rio de Janeiro. Daleko im również do Belo Horizonte, Porto Alegre, a nawet Fortalezy czy Recife. Ale są to miasta dość nowoczesne, w których swoje siedziby mają duże koncerny. Pod względem etnicznym mówi się, że jest jednym z trzech „białych” stanów, obok Rio Grande do Sul i Paraná. Spowodowane jest to dużą liczbą zamieszkałych tam imigrantów z Europy, którzy przybywali do Brazylii w XIX i XX wieku. Między innymi z tego powodu w Kurytybie osiedliła się prawie milionowa Polonia. Miasta w Santa Catarina są bardziej niemieckie, czego przykładem może być Blumenau, w którym corocznie odbywa się… Oktoberfest. Główne obchody tego bawarskiego święta w Brazylii odbywają się właśnie tam, ale jego różne odłamy wędrują nie tylko po innych miastach stanowych, lecz można je odnaleźć rozsiane po całym kraju.

Jeśli jesteśmy już przy stanie Santa Catarina i największych miastach w regoionie, trzeba wspomnieć, że Chapecó na warunki brazylijskie jest małym miastem. W Polsce 200-tysięczna miejscowość byłaby dość okazała, ale w Brazylii to mikrus. Gdyby zestawiać to w skali, która uświadomi, jaka różnica dzieli Chapecó od największego São Paulo, należałoby porównać Warszawę do… Łęcznej.

Nawet gdy spojrzymy na piłkarskie osiągnięcia klubu, to w żaden sposób nie robią wrażenia. 15., 14. i 11. miejsce w Serie A, to najlepsze wyniki w ich historii. W 2015 roku zadebiutowali w rozgrywkach międzynarodowych – odpadli w ćwierćfinale z River Plate w Copa Sudamericana. Zawodnicy, którzy przewinęli się przez Chape też nie należeli do świata z pierwszych stron gazet. Bo któż w ogóle mógłby się w nich pojawić? Willian Arão? Owszem, jest podstawowym zawodnikiem Flamengo i w plebiscytach za sezon 2016 był nawet nominowany do najlepszej 11 ligi, ale nie jest to zawodnik, dla którego będą przychodzić kibice. Gdyby wymieniać innych, których europejski sympatyk mógłby kojarzyć w kontekście reprezentacji lub europejskiego grania można wspomnieć o Richarlysonie, Túlio de Melo czy Neutonie. Właściwie jedyną “gwiazdą”, o ile tak można mówić, był Cléber Santana. W CV kilkadziesiąt występów w Primera División – w Realu Mallorca oraz Atlético Madryt – poza tym Santos, São Paulo, Flamengo czy Atlético PR. Od kilku lat zwiedzał kolejne kluby w Santa Catarina.

Sami widzicie, że to nie była ekipa, która ściągała za horrendalne sumy gwiazdy pokroju Clarence’a Seedorfa, jak to uczyniło Botafogo, a mały klub biorący zawodników niesprawdzających się u wielkich i bogatych oraz dający szansę na zaistnienie na salonach brazylijskiego futbolu.

O katastrofie prawdopodobnie przeczytaliście wszystkie możliwe informacje, tezy, analizy i podsumowania. Zresztą, nie uważam siebie za kompetentną osobę do oceniania działań, które zaszły na pokładzie samolotu, a także przy wieżach kontrolnych i wszystkich innych mających związek z tym feralnym lotem. Niestety, ale obejrzenie kilkudziesięciu odcinków „Katastrofa w przestworzach” na National Geographic nie dało mi tyle wiedzy, by dołączyć do NTSB (komisja badania wypadków lotniczych w USA red.). Dlatego przejdę do następstw zdarzenia.

Pomoc duchowa i realna

Chyba nie było stadionu na świecie, na którym po tragedii nie odbyła się minuty ciszy na cześć zawodników Chapecoense, członków sztabu, dziennikarzy i innych osób będących akurat na pokładzie feralnego lotu. W ten sposób uczciły ich m.in. kluby naszej Ekstraklasy, La Liga czy wszystkie te biorące udział w Lidze Mistrzów i Lidze Europy. W Brazylii brały w nich udział zjednoczenia kibiców, jak choćby w São Paulo, gdzie zwaśnione na zabój torcidy razem wspominały ofiary.

Truly spectacular. I thought I’d never live to see this. The 4 torcidas of São Paulo, together. Chapecoense did this pic.twitter.com/pqS04dgiHV

— Felipe Mkhitaryan (@BrasileiraoBlog) December 5, 2016

Piłkarze Atlético Nacional po wyeliminowaniu Millonarios w 1/4 finału play-offów Kolumbii śpiewali w szatni „Vamos, vamos Chape!”, podobnie jak kibice Coritiby i Atlético Paranaense w ostatniej kolejce na Couto Pereira. Stadionie symbolicznym w całej tej sprawie, bo to tam miał odbyć się rewanżowy mecz, ze względu na zbyt małą pojemność samej Areny Condá w Chapecó. Domowego obiektu Czape.

Z całego świata płynęły wyrazy wsparcia dla Chapecoense. Jednakże dobre słowa, to jedno, a realne działania drugie. Czego potrzebuje klub? Na pewno czasu i pieniędzy na odbudowę kadry piłkarskiej. I tutaj z pomocą przyszedł gest Atlético Nacional, czyli ogłoszenie Chape jako zwycięzcy Copa Sudamericana 2016, za czym poszła nagroda finansowa – dwóch milionów dolarów – oraz awans do Copa Libertadores, czyli kolejna szansa na zwiększenie przychodów klubu.
Pieniądze zbierane są nie tylko na dalsze funkcjonowanie drużyny, ale też dla rodzin ofiar katastrofy, m.in. poprzez mecze charytatywne, jak ten zorganizowany przez Andrésa D’Alessandro. Przed spotkaniem D’Ale miał okazję rozmawiać z Alanem Ruschelem – jednym z ocalałych z katastrofy – który wyznał mu:

„Dostałem od Boga drugą szansę”

Tuż przed świętami odbył się mecz gwiazd w São Paulo, w którym grali m.in. Neymar, Robinho czy kierowca F1, Felipe Masa. Pod koniec stycznia na Engenhão w Rio de Janeiro zmierzą się ze sobą towarzysko reprezentacje Brazylii i Kolumbii. Z przyczyn kalendarzowych rywalizować ze sobą będą jedynie krajowe składy, ale cały dochód także zostanie przekazany dla rodzin ofiar.

Na przyziemne gesty wsparcia zdecydowały się firmy transportowe z regionu. Rede De Marco Renault kierowane przez braci Tozzo – związanych z klubem – przekazało dla klubu na rok ambulans o wartości 120 tysięcy reali, który Chape będzie mogło wykupić po okresie wypożyczenia. Z kolei LF Caminhões przekazała autokar przerobiony na potrzeby zespołu – stoły, fotele rozkładane do spania i inne rzeczy dające komfort podróży.

https://youtube.com/watch?v=4bEeD5hONkY%3Ffeature%3Doembed%26wmode%3Dopaque

Odbudowa i praca u podstaw

Skupmy się na następstwach katastrofy, czyli próbie odbudowania klubu, a ta idzie w niezłym tempie. Wybrano nowego prezydenta, którym został Plínio David de Nes Filho. W dalszej kolejności rozpoczęła się odbudowa departamentu futbolu, w którym zasiądą kolejno: Rui Costa – dyrektor wykonawczy, João Carlos Maringá – dyrektor oraz Nivaldo – menedżer. O każdym z nich można powiedzieć kilka ciekawych słów. Rui Costa poprzednio pracował w Gremio na podobnym stanowisku i za jego kadencji zakontraktowano około 50 piłkarzy, a on sam był jednym z odpowiedzialnych za zatrudnianie w roli szkoleniowców legend pokroju – Renato Gaúcho, Luiza Felipe Scolariego czy Rogera Machado. Maringá przez cztery lata pełnił funkcje wiceprezydenta, z której zrezygnował w 2014 roku. Niedawno był namawiany do powrotu, ale wtedy uznał, że klub dobrze funkcjonuje i nie ma sensu niczego zmieniać… Ostatni, Nivaldo, rozegrał w barwach Chape ponad 300 meczów i z klubem jest związany od 2006 roku. W niedługiej przyszłości Jakson Follmann, być może dołączy do pionu zarządzającego Chape, a przynajmniej jest taka opcja, którą foruje Rui Costa.

Na posadę trenera było kilka ciekawych opcji, wszak zgłosił się m.in. Levir Culpi, który zaoferował pracę za darmo do maja – przełom końca rozgrywek stanowych i początku ogólnokrajowej ligi – ale ostatecznie wybór padł na Vágnera Manciniego. Trenera tyle doświadczonego, co średniego, w ostatnich latach mającego swoje wzloty, ale zdecydowanie częściej upadki.

Vágner Mancini: “Nie mam wątpliwości, odbudować Chapecoense będzie największym zadaniem w mojej karierze”

W swoim CV ma chociażby zwycięstwo w Pucharze Brazylii z 2005 roku w barwach Paulisty Jundiaí – drugoligowca. To on pozwolił zadebiutować Neymarowi w Santosie w 2009 roku, to on w 2013 roku wraz z Atlético PR zajął trzecie miejsce w lidze i sensacyjnie awansował do Copa Libertadores, by wreszcie w 2015 roku wprowadzić do Serie A Vitórie z Salvadoru. Tyle dobrego, ale minusów też nie brakuje.Spuścił do drugiej ligi Guarani – w 2010 – i Botafogo – w 2014. Trenował Ceare od maja do września 2011 roku, która następnie spadła z ligi. Przyłożył do tego rękę, tyle że tuż po odejściu z klubu z Fortalezy poszedł prosto do Cruzeiro, które… uratował przed degradacją. W 2012 roku prowadził w szesnastu meczach Sport Recife, czym też przyczynił się do kolejnego spadku. Cóż, jak widać, kilka klubów opuściło najwyższy poziom rozgrywek z pomocą, mniejszą lub większą, Manciniego, a mimo to szkoleniowiec nadal dobrze trzyma się na rynku trenerskim.
Jednym z jego pomocników będzie Marquinhos, trener przygotowania fizycznego, który w 2014 roku prowadził zespół U20 w Chapecoense, a później współpracował z byłym trenerem Chape, Guto Ferreirą.

Jednak najbardziej interesujące transfery, to naturalnie te piłkarskie. Kilku zawodników zdążyło już dołączyć do ekipy Manciniego. Bramkarz Elias z Juventude, Dodô – lewy obrońca z Atlético Mineiro, którego klub pokryje połowę wynagrodzenia. W ramach wypożyczenia trafi również Douglas Grolli, wychowanek Chape. W jego przypadku Cruzeiro będzie płaciło większą część poborów zawodnika. Czwartym wzmocnieniem Chape ma być Rossi z Goiás, a Globo donosiło również o wypożyczeniu Wellingtona Paulisty z Fluminense. Najnowszym transferem jest z kolei wypożyczenie Emilio Zeballosa z urugwajskiego Defensora na rok – przynajmniej tako rzecze jego agent Javier Manzo. W gronie przychodzących nie ma Eidura Gudjohnsena, Ronaldinho czy Juana Romána Riquelme i może lepiej dla nich i samego klubu, któremu jest potrzebna realna pomoc.

Nie jest tak, że Chape bierze każdego, kto ma tylko chęć do gry, bo już z dwoma zawodnikami klub się pożegnał! Tak mniej więcej wynika z wypowiedzi bramkarza Marcelo Boecka. Golkiper chciał zostać, ale klub nie przedłużył z nim kontraktu, podobnie rzecz się ma w przypadku Rafaela Limy, obecnego w kadrze zespołu od 2012 roku. Jedynym odejściem zaplanowanym oraz opłacalnym dla klubu była sprzedaż Hyorana do Palmeirasu za kwotę około 7 milionów reali.

Oczywiście grono pierwszej drużyny zasilą prawdopodobnie i juniorzy. Tutaj mówi się o takich chłopakach, jak: bramkarz Perotti, lewy obrońca Gabriel oraz dwóch stoperów Hiago i Guarapuva. Warto przypomnieć, że na początku stycznia ruszają nieoficjalne mistrzostwa Brazylii juniorów, czyli Copa Sao Paulo Junior, o których miałem już okazję wspomnieć na ¡Olé!. W nich Chapecoense rozpoczną zmagania 3 stycznia meczem z Nova Iguaçu. Niemniej warto obserwować całą dryżynę ze względu na wypowiedź Cezara Dal Pivy, dyrektora akademii młodzieżowej Chape:

Każdy zawodnik jadący na Copinhe jest w stanie dołączyć do pierwszego zespołu

Najtrudniejszy i najbardziej pracowity rok w historii

W minionym tygodniu w siedzibie CONMEBOL-u w paragwajskim Luque odbyła się ceremonia losowania Copa Libertadores 2017. Przy okazji prezydent Chapecoense, Plínio David de Nes Filho, odebrał z rąk oficjeli trofeum za zwycięstwo w Copa Sudamericana 2016.

Copa Sudamericana w rękach prezydentów Chapecoense i Atletico Nacional | Fot. ochute.com.br

Samo losowanie nie było najgorsze dla Brazylijczyków. Nacional Montevideo, Lanús z przedmieść Buenos Aires oraz Zulia – debiutant z Wenezueli. Oczywiście, każda podróż dla klubu z Santa Catarina będzie teraz traumatycznym przeżyciem, dlatego dwa bliskie wyjazdy będą tutaj na wagę złota. Bliskie w rozumieniu Ameryki Południowej – ponad tysiąc kilometrów. Rozgrywki rozpoczną od najdalszej eskapady, czyli do Maracaibo, które leży od Chapecó w odległości około 7 tys. kilometrów! Dla porównania taką drogę pokonamy lecąc z Warszawy do Teheranu i z powrotem…

Występ w Copa Libertadores to najważniejszy punkt rozgrywek międzynarodowych, a tych Verdão do Oeste będą mieli aż nadto w nadchodzącym roku. Jako zwycięzca Copa Sudamericana będą mieli prawo rozegrania meczu o Recopa Sudamericana – Superpuchar Ameryki Południowej – gdzie przeciwnikiem będzie zwycięzca Libertadores z 2016 roku… Atlético Nacional Medellín. Dodatkowo spotkają się w tradycyjnym Copa Suruga Bank ze zdobywcą pucharu Japonii 2016 – Urawa Red Diamonds.

Dzięki prośbom kibiców dostali również zaproszenie na Puchar Gampera, a więc coroczny mecz na Camp Nou, którym Barcelona symbolicznie rozpoczyna sezon. Trzeba przyznać, że jest to prestiżowe wydarzenie i zawsze chętnie transmitowane przez telewizje na całym świecie, a w tym przypadku nie mamy wątpliwości, że będzie jeszcze bardziej rozchwytywane przez media.

Chapecoense straciło wszystko – piłkarzy, sztab oraz dorobek pracy ostatnich lat. Niemniej powoli otrzepuje kurz, wychodzi z traumy i próbuje stanąć na nogi. Jest gotowe podjąć każdą rękawicę rzuconą przez los i walczyć dalej. Żeby przetrwać i żeby przekazać pamięć o tych, którzy za grę w jego barwach zapłacili najwyższą cenę. Któż zrobiłby to lepiej?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Ten artykuł jest dostępny tylko w zagraniczej odsłonie tego serwisu.